Włodzimierz Zientarski - dziennikarz motoryzacyjny,
konferansjer, pasjonat motoryzacji. Autor i prowadzący wielu telewizyjnych programów
motoryzacyjnych. Obecnie wraz z Dominiką Sygiet prowadzi program
"Odjechani" w Antyradiu. Założyciel i prezes zarządu Stowarzyszenia KIEROWCA.PL
działającego na rzecz rozważnej, bezpiecznej, nowoczesnej i przyjaznej
wszystkim motoryzacji, ze szczególnym uwzględnieniem sprawiedliwości na
drogach i eliminacji absurdów drogowych.
V8 Supercharged: Czy
każdy samochód ma duszę?
Włodzimierz Zientarski: Tak.
Tym bardziej jest ona, ta dusza, bogata w różnego rodzaju talenty, im więcej serca zostało włożone w produkcję tego auta. Geniusz
człowieka przez dłonie przenosi się na maszynę, na jej kształt,
technologię. Już starożytni uważali, że dzieła sztuki żyją
dzięki geniuszowi ich twórców.
Jaki
był Pana pierwszy samochód?
Trabant
600, tak zwana „mydelniczka”. Kupiłem go na giełdzie z pieniędzy ze
sprzedanego motocykla, z pieniędzy zarobionych w gazecie pt.
„Trybuna Mazowiecka”, oraz wsparty przez teściową.
Niektórzy
(jak na przykład Jeremy Clarkson) uważają, że samochody marzeń
w tej właśnie strefie powinny pozostać, ponieważ zbyt często
okazuje się, że w rzeczywistości nie są nawet w części tak
idealne jak je sobie wyobrażaliśmy. Starsze Ferrari czy Lotusy
mają problemy jakościowe, Lamborghini Countach ma fotele, na
których podobno nie da się usiąść wygodnie, do klasycznego
Forda GT40 nie wsiądzie nikt wyższy od hobbita. Czy dla Pana
podobne kwestie zupełnie zniszczyłyby fascynację danym
samochodem, czy może wręcz przeciwnie – były elementem jego
magii?
Pamiętać
trzeba zawsze, że prawdziwej miłości zawsze towarzyszy cierpienie.
Czasami te trudności, o które Pan pyta, są zaletami, które czynią
z samochodu niezwykłość. Jeśli chcesz kupić samochód super
wygodny, to często nie będzie to wielka gwiazda.
Czy ma Pan jakiś samochód marzeń? Jeśli tak, to czy od zawsze jest to ten sam model?
Marzenia
zmieniają się z wiekiem. Kiedyś marzyłem o Wartburgu 1000, już
na małych kółkach, ale ze starą karoserią. Potem o Fiacie
Mirafiori, następnie, gdym się stał dorosły, marzyłem o Volvo
Kombi, a teraz marzy mi się super napakowany technologią Lexus LS i
o dziwo nigdy nie marzyłem o Porsche.
Czy
tęskni Pan za którąś z marek, za którymś konkretnym samochodem, które od jakiegoś czasu są już
historią?
O tak!
Na przykład Panhard Dyna, Renault Dauphine. Gdyby mieć dziś nowiutką 2CV,
to byłoby szczęście. Rozkosz byłaby z Citroenem DS23. Prościutkie
Renault 4 i 5 i pierwsza Corolla, którą dostałem do ręki w latach
80. z silnikiem 1.4 pracującym jak zegarek. Samochody są jak
ludzie, którzy odeszli i których brak.
Obecnie
na rynku panuje moda na SUVy i crossovery. Do tego stopnia, że
samochodami tego typu stają się także modele, które wcześniej
były bardziej „tradycyjne” (na przykład Opel Zafira czy
Renault Espace). Jak ocenia Pan takie zmiany? Czy nie jest tak, że
pomimo powiększania gam modelowych producentów, ich oferty tak
naprawdę stają się coraz bardziej „płaskie”?
I
podobne, niemal takie same. Jeżeli ktoś nie zna się na
samochodach, to na ulicy nie odróżni SUVów różnych marek, tak są
do siebie podobne. Nie lubię tego okresu. Wszechpotężne jest
szpiegostwo gospodarcze i często dwie firmy wypuszczają na rynek
auta niemal identyczne. To smutne.
Z jakim najdziwniejszym lub wręcz - na pierwszy rzut oka - najbardziej bezsensownym elementem wyposażenia spotkał się Pan w samochodzie?
Był
to noktowizor. Wyświetlany nocą na szybie obraz zobaczyłem po raz
pierwszy w Mercedesie Klasy S. Nie wiadomo było na co patrzeć. Dziś
to się trochę zmieniło. Nie używam też automatu do parkowania,
bo mu nie wierzę. A kiedyś, najdziwniejszym wyposażeniem auta był
piesek z kiwającą się głową, czy nakładki z drewnianych
koralików na siedzeniach, które były cudowną płytą poślizgową
dla pupy.
A jak ocenia Pan polskich kierowców... jacy są, jakie są ich mocne, a jakie słabe strony?
Polscy
kierowcy są tacy sami jak Polacy. A jacy są Polacy? Wystarczy
poczytać całą masę socjologicznych opinii. Jesteśmy dość
szaleni i zbyt impulsywni na drodze. Będziemy inni za kierownicą
wtedy, gdy będziemy inni w życiu codziennym.
Samochód to dla Pana miejsce planowania całego dnia, umawiania spotkań i generalnie wzmożonej aktywności, czy raczej miejsce relaksu, w którym można się odciąć od codziennego stresu i zgiełku otoczenia?
Staram
się za wszelką cenę, by samochód był ucieczką od świata. By
był salą koncertową, miejscem radowania się z tego wszystkiego,
co dała technika w aucie, wsłuchiwania się w pracę silnika i
cieszenia się z możliwości panowania nad potęgą auta
przemieszczającego się często w trudnych warunkach. Jeżeli
traktujemy prowadzenie samochodu jako wydarzenie jedyne w swoim
rodzaju, a nie element codziennego zabiegania, to gwarantuję, że
będziemy żyli dłużej.
Czego zatem najchętniej słucha Pan w samochodzie?
Ciszy.
Coraz częściej łapię się na tym, że odgłosy technologiczne w
synchronizacji z tymi wpadającymi z zewnątrz są często świetnym
ukojeniem. Im jestem starszy, tym bardziej potrzebuję w aucie niemal
studyjnej ciszy, i wtedy jest miejsce dla muzyki.
Przenieśmy się na kilka chwil za granicę. Na Zachodzie - szczególnie w Stanach Zjednoczonych - coraz częściej obserwuje się, że młodzi ludzie nie przywiązują już praktycznie żadnej wagi do kwestii posiadania samochodu. Jest to dla nich po prostu środek lokomocji, nie żywią wobec niego żadnych emocji. Jak to wygląda w Polsce? Też wolimy się poruszać komunikacją miejską, a pieniądze zamiast na samochód przeznaczamy na smartfona?
To
pytanie powinno się zadać co najmniej dwóm pokoleniom Polaków.
Dla mojego 18-letniego wnuka auto może nie istnieć, nawet nie robi
prawa jazdy. Dla mojego pokolenie auto jest i przygodą, i radością,
i pomocą. Myślę sobie, że młode pokolenie wyczuwa nadchodzącą
epokę samochodów autonomicznych. Myślę sobie, że to dobrze, że
następuje zmiana pokoleń i starsi odchodzą, bo by tego wszystkiego
nie wytrzymali.
A co z akcjami dopłat do nowych samochodów pod warunkiem, że zezłomujemy stary? Za granicą jest to coraz częstsze, przymiarki do podobnych działań mamy też w Polsce choć - jak na razie - bez większych efektów. Czy w Pana opinii napędzanie sprzedaży aut nowych w ten sposób ma sens?
U nas
wszystko odbywa się bez specjalnych efektów. Trochę tak, i trochę
nie. Niektóre miasta wspierają zakup samochodów ekologicznych,
inne nie. My jesteśmy "od ściany do ściany". Nagle pierwszy
ekonomista kraju mówi, że będziemy mieć gigantyczną produkcję
samochodów ekologicznych. Mądre to, czy nie? A przede wszystkim,
czy realne? Jedno jest pewne – kończy się epoka żelastwa na
drodze i coś z nim trzeba zrobić. Zaczyna się epoka…? No
właśnie, jaka? Konia mechanicznego z rzędem, kto będzie to dziś
wiedział.
No i właśnie - samochód ekologiczny, a właściwie elektryczny, bo o takim rodzaju napędu mówi polski rząd. Czy pasjonat motoryzacji może pokochać pojazdy tego typu?
To
prawda – elektryk to trochę tramwaj, ale przecież ma kierownicę
i pedały. Ale pamiętajmy, że samochód elektryczny, hybrydowy lub
wodorowy to wciąż samochód, na który wpływ mam ja, czyli
człowiek. I dopóki tak jest, trzeba się cieszyć.
A jak ocenia Pan plany polskiego rządu, według którego do 2025 roku po naszych drogach ma jeździć milion samochodów elektrycznych?
O tym
mówiłem wcześniej – romantycznie, to oceniam dobrze.
Realistycznie – brak mi odpowiedzi na kilka pytań: co z zasięgiem?
Co więc z bateriami? Co z samochodami ciężarowymi? Pytanie też,
czy wyrzucamy do śmieci technologię wodorową, która jest o wiele
bardziej wydajna? Kto mi na te pytania dziś odpowie?
Jeśli zatem nie "elektryk" ładowany z gniazdka to co zamiast niego? Czy jakikolwiek inny rodzaj napędu ma jakieś szanse, by konkurować z autami stricte elektrycznymi?
Odpowiedź
na to pytanie możemy znaleźć tylko w globalnej ocenie świata.
Tego dokąd zmierza, bo dzisiaj mamy do czynienia z kolejną wojną o
źródła napędu. Co dalej z ropą, technologią wodorową, a także
ze słońcem, jako źródłem energii? Dzisiaj wielkie batalie toczą
się między wielkimi koncernami bardziej niż między państwami.
Dziś zdobycie terytorium bywa kłopotem, a zdobycie technologii –
to daje prawdziwe zwycięstwo. Poczekajmy więc.
Zanim pojazdy elektryczne - lub jakiekolwiek inne, które miałyby z nimi konkurować - staną się codziennym widokiem na naszych drogach, obecnie na co dzień mamy do czynienia z silnikami spalinowymi wykonanymi zgodnie z filozofią downsizingu. Czy ta szkoła projektowania jednostek napędowych to zło konieczne, doskonały pomysł czy może coś pośrodku?
To
jest przyśpiewka na boku. Całkowicie bez wpływu na przyszłość
samochodu. To jest łabędzi śpiew silnika spalinowego. Producenci
silników co jakiś czas wymyślają coś nowego, by napędzać
koniunkturę i oszczędzać. Downsizing to przerywnik, albo forpoczta
nowych generalnych zmian. Dla mnie, to za chwilę przeminie.
Pana ulubione sporty motorowe?
Żużel i Formuła 1.
A co sądzi Pan o Formule E, czyli bolidach wyścigowych z napędem elektrycznym? Startuje tam kilku znanych kierowców, dyscyplina powoli zyskuje popularność. Czy Formuła E może z czasem zastąpić Formułę 1 pod względem popularności, skoro tak mocno stawia się teraz na ekologię? Czy niemal absolutna cisza w czasie takich wyścigów nie kłóci się nieco z oczekiwaniami fanów sportów motorowych?
Drodzy
fani sportów motorowych – wszyscy jesteśmy już trochę retro.
Wszystko staje się zupełnie nowe. Jeżeli tego nie zrozumiemy i nie
pokochamy, to tak jak w wierszu Boya obudzimy się z ręką w
nocniku.
Przejdźmy dalej, do kolejnego koszmaru każdego automaniaka i chyba najlepszego co może spotkać wszystkich innych kierowców - samochodu autonomicznego. Czy dla Pana jest to podobnie "czarno-białe" jak w powyższym schemacie, czy też sprawa jest bardziej skomplikowana?
Ta
sprawa jest w nas. Musi rosnąć nowe pokolenie, które zaangażuje
się samo w budowanie tych rozwiązań i wprowadzenie ich w życie.
To wszystko wymaga gigantycznego przeobrażenia świata, ale czy ktoś
kiedyś podejrzewał, że kula ziemska zostanie opasana miliardami
kilometrów asfaltowych dróg? Wprowadzenie autonomicznych aut będzie
mniej kosztowne i już nie dla nas – dla naszych wnuków i
prawnuków. Trzeba przeorać ludzką świadomość, a wtedy i radocha
płynąca z jazdy samochodem będzie się brała skądinąd.
Wspominam marzenie rolnika, żeby zaorać jego pole najnowocześniejszym traktorem świata - i tak się stało.
A czy dałoby się określić, o co najczęściej prosili widzowie? Czy myśli Pan, że obecnie te marzenia byłyby ciągle takie same, czy może w jakiś sposób ewoluowały przez tych kilkanaście lat?
Czy dziś marzenia byłyby
inne? Myślę, że w Polce jeszcze nie. Wciąż myślimy o
luksusowych samochodach, bogatym wyposażeniu, bo sami nie jesteśmy
zbyt bogaci.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Piotr Szary (FrogsterPL).
Rozmawiał Piotr Szary (FrogsterPL).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze do tekstów starszych niż 7 dni są moderowane i wymagają akceptacji przed ich opublikowaniem. Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu na stronie - proszę o trochę cierpliwości. :)
Treści reklamowe nie będą akceptowane.