MINI to jeden z najbardziej rozpoznawalnych samochodów na świecie. Pierwsza generacja ujrzała światło dzienne już w 1959 roku, a jej genialny w swej prostocie projekt nadwozia uwzględniający między innymi poprzeczne ułożenie silnika z przodu oraz umiejscowienie kół w narożnikach nadwozia pozwoliło na wygospodarowanie bardzo pojemnego wnętrza. Kolejne ewolucje tego klasycznego modelu były w produkcji aż do 2000 roku, kiedy to zaprezentowano pierwsze spośród nowoczesnych MINI. Przez pierwszych kilka lat było ono projektowane wspólnie przez Rovera i BMW, jednak grupy projektowe tych firm nie mogły się porozumieć w kwestii pozycjonowania nowego modelu; Rover chciał, aby był to prosty i tani samochód, podczas gdy bawarski producent stawiał na ideę usportowionego hatchbacka klasy premium. Ta opcja przeważyła, a BMW przejęło cały projekt. Przenieśmy się jednak z powrotem do roku 2014 - do salonów właśnie wjechała najnowsza generacja MINI, trzecia stworzona wspólnie z BMW. Czym nas oczaruje najmocniejsza aktualnie wersja, Cooper S?
Salon: MINI Dobrzański, Kraków, al. Jana Pawła II 45
Marka: MINI
Model/wersja wyposażenia: Cooper S
Silnik: 2.0 Twin Power Turbo (1998 cm3, benzynowy, rzędowy, 4-cylindrowy, turbodoładowany)
Moc maksymalna: 192 KM w zakresie od 4700 do 6000 obr./min.
Maksymalny moment obrotowy: 280* Nm przy 1250 obr./min.
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 6,7 sekundy
Prędkość maksymalna: 233 km/h
Skrzynia biegów: 6-biegowa, automatyczna
Napęd: na koła przednie (FWD)
Nadwozie: 3-drzwiowy hatchback
Cena podstawowa (MINI One): 75.700 zł**
Cena wersji testowanej (bez dodatkowych opcji, ze sportową automatyczną skrzynią biegów): 109.460 zł**
* - z funkcją chwilowego zwiększenia maksymalnego momentu obrotowego (overboost)
** - podane ceny zawierają pakiet serwisowy MINI Service Inclusive L na 5 lat lub 50.000 kilometrów, pokrywający koszty oryginalnych części, oleju, serwisowania i przeglądów samochodu. Przy rezygnacji z pakietu, cena samochodu będzie niższa (w zależności od wersji silnikowej) o 926 do 1019 złotych.
Nowe MINI wygląda na pierwszy rzut oka podobnie do poprzedniej generacji, jednak różnic jest w praktyce bardzo wiele. Pierwszą z nich są wymiary samochodu - aktualny model zauważalnie się rozrósł w porównaniu z poprzednim. Zyskała jednak nie tylko długość auta (o blisko 10 centymetrów, zależnie od wersji) i jego rozstaw osi (o niespełna 3 centymetry), ale także wysokość i szerokość nadwozia oraz rozstaw kół. Do tego mamy inny kształt osłony chłodnicy, wlotów powietrza w przednim zderzaku, tylnych lamp... Aby wychwycić niektóre z tych różnic, warto zajrzeć TUTAJ i TUTAJ (przy czym warto mieć na uwadze, że na zdjęciach przedstawiono "zwykłe" MINI Coopery). Jakie by jednak te różnice nie były - nie da się ukryć, że intensywnie czerwone nadwozie z białym dachem, lusterkami i naklejkami na masce to doskonały sposób, aby przechodnie obracali się za tym diabelskim pudełkiem.
Wnętrze nowego MINI zachowało ogromny okrągły element na samym środku konsoli centralnej, choć na szczęście jednak nie służy on już jako prędkościomierz (może i było to nawiązanie do historii, ale prędkościomierz wielkości talerza obiadowego wyglądał dość osobliwie). Teraz "zegary" mamy za kierownicą, a we wspomnianym miejscu znajduje się ekran, który może służyć między innymi jako wyświetlacz systemu nawigacji. Na pochwałę zasługuje jakość użytych materiałów - da się co prawda znaleźć kilka elementów, które można by tu jeszcze nieco "podrasować", ale byłoby to czepianie się szczegółów. Przynajmniej jeśli chodzi o miejsca z przodu, ponieważ pasażerowie tylnej kanapy mają po swoich bokach niestety twardy i niezbyt przyjemny w dotyku plastik. Nieźle jest natomiast z ilością miejsca - z przodu ciężko mieć zastrzeżenia, ale nawet z tyłu uda się we względnie komfortowych warunkach przewieźć kogoś średniego wzrostu. Niezbyt wygodne - nawet na tle innych trzydrzwiowych samochodów - jest natomiast zajmowanie tylnych miejsc. Do wad można też zaliczyć ograniczoną widoczność, a większość przycisków i przełączników we wnętrzu działa zaskakująco twardo i "zero-jedynkowo". Wszelkie te wady bledną jednak wobec tego, że we wnętrzu Coopera S człowiek czuje się po prostu dobrze. Pomagają w tym po prostu świetne, bardzo wygodne fotele sportowe (standard w testowanej wersji, darmowa opcja w pozostałych). Przyjemnym detalem jest czerwony przełącznik do uruchamiania silnika, umiejscowiony przed lewarkiem skrzyni biegów.
MINI nie należy do samochodów służących całej rodzinie do dalekich wojaży czy też, o zgrozo, do przewożenia worków z cementem. Bagażnika zdecydowanie nie można więc opisać mianem pojemnego, ale trzeba tu oddać sprawiedliwość - nie dość, że kształt komory jest regularny, a pod podłogą znajduje się spory schowek o równie prostych kształtach, to na dodatek oparcia tylnej kanapy można nie tylko złożyć, ale także po prostu postawić do pionu. Dzięki temu możliwe jest przewiezienie w bagażniku na przykład nieco większego pudła, które w innym przypadku wymagałoby położenia oparcia kanapy, co z kolei mogłoby skutkować przemieszczaniem się pudła podczas jazdy. Jak na wielkość samochodu, w zupełności wystarczająca jest także ładowność, wynosząca 450 kilogramów. Warto dodać, że taką ładownością charakteryzują się niektóre samochody klasy średniej. Jeśli jednak ktoś potrzebuje większej przestrzeni - zapewne niedługo na rynku pojawią się nowe generacje modeli Clubman i Countryman.
Napęd to zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów Coopera S. O ile w słabszych modelach postawiono po raz pierwszy w historii MINI na silniki trzycylindrowe (o pojemnościach od 1,2 do 1,5 litra), to testowany wariant otrzymał czterocylindrową, turbodoładowaną jednostkę benzynową o pojemności dwóch litrów (pierwsze dwie generacje Cooperów S miały silniki 1,6-litrowe). Masa samochodu ze skrzynią automatyczną to 1250 kilogramów, można więc się spodziewać, że jednostka Twin Power Turbo będzie sobie dobrze radzić. Ale żeby aż tak dobrze?... W praktyce motor ten ma mnóstwo siły w niemal każdym zakresie obrotów i nawet bez redukcji biegu jest w stanie bardzo szybko się "pozbierać" i zabrać do pracy. Przyjemny jest przy tym dźwięk, jednak - podobnie jak w niektórych modelach BMW - jest on sztucznie wzmacniany za pośrednictwem głośników systemu audio samochodu. Trzeba przyznać, że działa to nad wyraz dobrze, jednak lepsze dla wrażeń z jazdy byłoby chyba zastosowanie podobnego rozwiązania jak w Fordzie Focusie ST, czyli swego rodzaju "rezonatora" w układzie dolotowym silnika. Przechodząc dalej - skrzynia biegów. Sześciobiegowy "automat" radzi sobie - podobnie jak silnik - nad wyraz sprawnie, i to niezależnie od tego, czy korzystamy z trybu automatycznej czy manualnej zmiany biegów. Warto w tej chwili wspomnieć o przełączniku trybów jazdy, który oferuje trzy opcje: Green, Mid oraz Sport. Pierwszy z nich służy oczywiście do ograniczania zużycia paliwa - reakcje na gaz są przytępiona, a skrzynia zmienia biegi spokojniej. Sport to kompletne przeciwieństwo - Cooper S jest wyczulony na każdy ruch stopy na pedale gazu i wydaje się tylko czekać, aż takowy nastąpi. Jeśli jednak dla kogoś mocy nadal byłoby zbyt mało - wiosną przyszłego roku w gamie pojawi się jeszcze mocniejsza wersja John Cooper Works.
Jeśli samochód jest wyposażony w elektronicznie sterowane amortyzatory - tak jak testowany egzemplarz - wybranie danego trybu jazdy ma również wpływ na jakość resorowania. W trybach Green i Mid MINI nie jest nad wyraz komfortowe, ale - biorąc pod uwagę charakter samochodu - w pełni akceptowalne (w testowym aucie zamontowano siedemnastocalowe felgi; standardowe dla Coopera S to "szesnastki"). Wybranie trybu Sport pozwala zrozumieć, dlaczego producent porównuje MINI do gokarta - tłumienie nierówności niemal nie istnieje, ale Cooper S na drodze staje się bezlitośnie precyzyjnym narzędziem. A do tego, biorąc pod uwagę osiągi - dzikim. Dorzućmy jeszcze świetnie zestrojony układ kierowniczy i otrzymamy samochód, który w pełni zasługuje na miano "fun car", w najlepszym tych słów znaczeniu.
W przypadku MINI mamy do wyboru trzy poziomy wyposażenia, przy czym nie są one nazwane jakoś konkretnie - cała rzecz w tym, który model wybierzemy. Podstawowe to One oraz One D (z silnikiem wysokoprężnym). Oczko wyżej mamy mocniejszego i lepiej wyposażonego Coopera (oraz Coopera D). W chwili obecnej, Cooper S jest najmocniejszą i najlepiej wyposażoną wersją MINI, z ceną wynoszącą 101.300 złotych (z sześciobiegową skrzynią manualną). Najtańszy jest oczywiście 102-konny, benzynowy One (75.700 złotych), jednak zbytnim optymizmem nie napawają ceny wersji dieslowskich. Negatywnie wyróżnia się tu w szczególności One D, który jest od benzynowego Coopera (136 KM) tańszy jedynie o 900 złotych, a ma tylko 95 koni mechanicznych. Każde MINI jest seryjnie wyposażone w sześciobiegowy "manual", klimatyzację manualną, przełącznik Start/Stop i radioodtwarzacz z czterema głośnikami. W Cooperze S dodatkowo znajdziemy między innymi układ Performance Control (dzieli on moment obrotowy między przednie koła, poprawiając trakcję), sportowe fotele przednie, sportową, trójramienną kierownicę oraz dwie chromowane końcówki układu wydechowego, umieszczone centralnie.
Wśród opcji warto wymienić przede wszystkim obecną w testowym egzemplarzu bardzo dobrą, sportową automatyczną skrzynię biegów (8160 złotych; zwykły "automat" kosztuje o 660 złotych mniej) oraz elektroniczną kontrolę amortyzatorów - tę otrzymamy za 2205 złotych, ale pod warunkiem, że zamówimy także przełącznik trybów jazdy za nieco ponad 1200 złotych. Większość lakierów metalizowanych kosztuje 2205 złotych, jednak dwa spośród nich - Moonwalk Grey i Blazing Red - można zamówić za połowę tej kwoty. Jeśli zechcemy uatrakcyjnić samochód poprzez dodanie białych lub czarnych pasów na masce, kosztować nas to będzie 485 złotych. Spoiler tylny John Cooper Works to kolejne 838 złotych. Za większe od seryjnych felgi zapłacimy nie mniej niż 1544 złote, choć cena ta może zostać przebita ponad trzykrotnie w przypadku niektórych wzorów. Możliwe jest oczywiście również doposażenie wnętrza - do wyboru jest kilka typów tapicerki (przykładowo, tapicerka skórzana Cross Punch za 6352 złote) i szereg możliwych wykończeń wnętrza (na przykład Chrome Line za 662 złote). Wartą uwagi opcją jest kamera cofania - choćby z tego powodu, że to pierwsza generacja MINI, w której można ją zamówić. Koszt takiego udogodnienia to równe 1500 złotych. Ciekawą i zapewne dość chętnie wybieraną opcją w topowym Cooperze S będą również reflektory diodowe - kosztują one 3485 lub - w wersji adaptacyjnej - 4367 złotych. System nawigacyjny MINI kosztuje 3529 złotych, choć można również wybrać Pakiet Wired zawierający nawigację Professional - wtedy zapłacimy 8733 złote. Szkoda, że dopłacać trzeba - nawet w najmocniejszym wariancie MINI - za takie elementy jak klimatyzacja automatyczna (1632 złote), podłokietnik z przodu (662 złote) czy też regulację wysokości fotela pasażera (221 złotych).
MINI Cooper S jest - jak na segment, do którego należy - drogim samochodem, na dodatek niezbyt hojnie wyposażonym seryjnie. Od kiedy ze sprzedaży wycofano limitowanego Citroena DS3 Racing, konkurencja jest dość skromna. Wymienić tu można na przykład Abartha 595 w wersjach Turismo i Competizione. Jest to samochód w podobnym zakresie cenowym i znacznie lepiej wyposażony, ale zarazem niezbyt popularny - o ile czasem można się natknąć na Abartha 500, to na 595 już niekoniecznie. Inną propozycją jest 185-konny wariant Audi A1 1.4 TFSI. Wszystkie te modele to bardzo udane samochody, jednak Cooper S ma tę przewagę, że jest znacznie nowszą konstrukcją od Abartha, natomiast Audi jest w tym trio samochodem najsłabiej chwytającym za serce (choć niemal perfekcyjnie dopracowanym). Pozostaje więc kwestia wybrania priorytetów, a to już każdy musi zrobić samodzielnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że slogan BMW "Radość z jazdy" można by bez problemu przypisać także nowemu MINI. I o to chodzi.
Zdjęcia testowanego egzemplarza: autor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze do tekstów starszych niż 7 dni są moderowane i wymagają akceptacji przed ich opublikowaniem. Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu na stronie - proszę o trochę cierpliwości. :)
Treści reklamowe nie będą akceptowane.